Etykiety

wtorek, 22 marca 2016

Henning Mankell - "Morderca bez twarzy"

   Pierwsza część serii powieści o policjancie śledczym Kurcie Wallanderze. Henning Mankell jak na autora o bardzo cenionym dorobku literackim akurat tą powieścią wyjątkowo mnie nie zachwycił. Zdecydowanie po przeczytaniu "Mordercy bez twarzy" nie czuć było zbytniej ekscytacji czy zaskoczenia zakończeniem, które wydało mi się po prostu mętne.
  Lata 90-te ubiegłego wieku. Szwecja.W Lennarp zostaje zamordowane w okrutny sposób małżeństwo. O mrożącym krew w  żyłach wydarzeniu policję zawiadamia sąsiad ofiar. Sprawę prowadzi niejaki śledczy Kurt Wallander - jego postać była według mnie nijaka, bezosobowa, zdarzało się , że czasami przybierał on sprzeczne cechy charakteru, poglądy aniżeli jakiś czas temu. Potrafił zdobyć się na bohaterskie czyny i brawurę, a za moment stawał się tak zwaną "ciepłą kluchą" i niezdarą. Wracając do akcji powieści... okazuje się, że żona zmarłego już mężczyzny, sama znajdująca się na łożu śmierci wypowiada słowo "zagraniczny". Czy chodziło jej o człowieka, który zamordował jej męża ? Po pewnym czasie wydarzenia komplikują się i ofiarami prześladowań na tle etnicznym padają mieszkańcy miejscowego ośrodka dla cudzoziemców, który zostaje podpalony przez... emerytowanego policjanta. Wątek ten istnieje głównie po to, aby uświadomić czytelnika na temat problemów społecznych ( tak myślę).
Jak już napisałam, zakończenie nie wzbudziło u mnie emocji ( to pierwszy raz po przeczytaniu powieści kryminalnej).
   Niestety, nie polecam tej książki... :(

1 komentarz:

  1. Niestety, najwyraźniej nie rozumiesz o co chodzi w postaci Wallandera. Powieść jest godna polecania właśnie DLATEGO, że Wallander jest jaki jest. Nie jest sztucznym superherosem z amerykańskich kryminałów, tylko z człowiekiem z krwi i kości :)

    OdpowiedzUsuń